Moje
Cudowne Iskierki!
Bardzo
chciałam dodać 4. rozdział jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, tak na
pożegnanie wakacji. No i się udało. Jednak teraz czeka nas kilka miesięcy ciężkiej
pracy, dlatego nie wiem, kiedy uda mi się zamieścić nową notkę, zwłaszcza, że w
maju będę miała maturę. Okropnie się boję, ale mam nadzieję, że czas szybko
minie i po ostatnim egzaminie, usiądę przed tym ekranem, dzieląc się z Wami
moim szczęściem. To niewiarygodne, ale jestem już taka... stara. <33
A
tymczasem, korzystajcie z ostatnich chwil wolności, dobrze się bawcie, łapcie
słoneczną pogodę w słoiki, uśmiechajcie się do siebie i oczywiście KOCHAJCIE
SIATKÓWKĘ!
A
tak poza wszystkim, to życzę Wam przyjemnej lektury.
„Tam, w oddali widać
zamczysko. Ciekaw jestem, czy mają swoje legendy o królu Kraku.”
Krzysztof Ignaczak [o zamku w Nagoi]
Rozdział
4: Najlepsza ochrona na świecie.
-
A tu będzie twój pokój - powiedział Brunet, wskazując dłonią pomieszczenie na
piętrze, znajdujące się na przeciw drewnianych schodów - Nie jest to wprawdzie
nic nadzwyczajnego, ale mimo wszystko mam nadzieję, że ci się spodoba, bo
urządzała go moja mama - zaznaczył tak, jakby ta kobieta miała wyjątkowy gust,
z którym nikt nie mógł dyskutować.
-
Na pewno jest piękny - odpowiedziałam cicho, bojąc się, że mogę obudzić
śpiącego za ścianą Kubę.
-
Ok, no więc pokazałem ci już cały dom, dlatego nie mam wątpliwości, że sobie
poradzisz, co? Bo ja już bym najchętniej się wykąpał i poszedł spać. Jutro
czeka mnie ciężki dzień.
-
Jasne - uśmiechnęłam się delikatnie - To dobranoc.
-
Miłych snów - odparł, kiedy już ruszył w stronę łazienki. Po chwili zostałam
sama w holu.
Na
zewnątrz było już zupełnie ciemno, a w mieszkaniu panował półmrok. Korytarz
oświetlały trzy niewielkie lampy zawieszone przy ścianie.
Przed
sobą widziałam jedynie brązowe drzwi przedzielone szybkami. Choć był to
zwyczajny pokój, ja czułam się, jakbym miała za chwilę otworzyć komnatę
Królowej Elżbiety II, w której znajdowały się najcenniejsze skarby całego
Londynu. Nie wystawiając więc dłużej na próbę swoich nerwów, nabrałam powietrza
do płuc głębokim wdechem, po czym nacisnęłam klamkę i przestąpiłam próg.
W
pokoju było zupełnie ciemno, dlatego poszukałam włącznika światła, przsuwając
dłoń po ścianie.
Kiedy
lampa żyrandola rozświetliła wnętrze, poczułam nieco nieprzyjemne uczucie,
jakie wywołała jasność, od której moje oczy odzwyczaiły się w mroku. Musiała
więc minąć dłuższa chwila, zanim zaczęłam dostrzegać jakieś szczegóły miejsca,
w którym się znalazłam. Miejsca takiego, jak reszta domu - zwykłego, ale
wyjątkowego.
Mój
nowy pokoik był nie zbyt dużych rozmiarów. Można było odnieść wrażenie, że
wręcz nie pasuje do mieszkania, w którym panował okropny bałagan. Co ciekawe,
oprócz porządku, pokój ten wyróżniał też sposób, w jaki był urządzony. A
mianowicie, był taki... dziewczęcy.
Ściany
miały kolor złocistego piasku z jednej z amerykańskich plaż, co doskonale
komponowało się z meblami wykonanymi z ciemno brązowego drewna. W rogu stało
niewielkie, jednoosobowe łóżko, którego materac ukryty był pod pościelą,
mięciutkim kocem i stertą poduszek. Naprzeciwko niego znajdowała się
meblościanka, a tuż obok toaletka z lustrem i małą pufą przed nią. Po lewej
stronie od drzwi wejściowych widniała natomiast duża komoda.
Światło
do pokoju wpadało przez okno, znajdujące się nad szafeczką nocną, na której
leżała serwetka i lampka oraz budzik.
Cudownym
dopełnieniem całego wnętrza był okrągły, beżowy, mięciutki dywanik, leżący na
środku podłogi, pokrytej panelami.
Jesteś
w niebie, Hanka - pomyślałam, siadając na łóżku.
Jeszcze
dziś rano myślałam, że moje życie właśnie się skończyło, że choć do tej pory
było trudne i smutne, to jednak jakieś było.
Tymczasem, opuszczając dom dziecka, już nic dobrego miało się nie wydarzyć. A
jednak...
Nasz
los jest totalnie pokręconą paradą paradoksów - człowiek, którego kilka godzin
temu nie nawidziłam, teraz stał się moim wybawicielem. O ironio...
W
tym właśnie momencie poczułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Myślałam,
że trafiłam do raju. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, że dom, w którym
się znalazłam, kryje jeszcze niejedną tajemnicę...
Przymknęłam
oczy...
Nawet
nie wiem, kiedy zasnęłam.
*
Słońce
wdarło się do mojego pokoju przez okno, które nie zostało zasłonięte żaluzją.
Promyki oświetliły moją bladą twarz, co nieco mnie podrażniło. Przeciągnęłam
się na łóżku tak, że strąciłam z pościeli dwie poduszki na podłogę.
Spojrzałam
na zegarek - dochodziła dopiero godzina 7:20. Mimo wczesnej pory, zerwałam się
z łóżka z jakąś nieznaną mi dotąd radością i ciekawością. Nie wiedziałam
bowiem, co mnie dziś spotka i czy w ogóle będę dalej tkwiła w przekonaniu, że
moje życie może być choć odrobinę lepsze. Bałam się, że wszystko to, co
wydarzyło się wczorajszego wieczora, okaże się snem, który pryśnie jak bańka
mydlana, kiedy tylko otworzę powieki.
Tak
się jednak nie stało.
Byłam
tu, aby zacząć nowy rozdział w swoim życiu. Lecz zanim zacznę zmieniać świat,
pomyślałam, warto by zmienić nieco samą siebie. No, a przynajmniej tę
zewnętrzną część mnie, która była w opłakanym stanie i to łagodnie rzecz
ujmując.
Wyciągnęłam
więc z torby najlepsze ubrania, jakie miałam, ciesząc się, że pasują one do
pięknej i słonecznej pogody, jaką zawiastował poranek i delikatnie, po cichu
wymknęłam się do łazienki, która również znajdowła się na piętrze.
Gdy
już się w niej znalazłam, nawet nie spojrzałam w lustro, bojąc się, że mogę
zginąć od własnego widoku, niczym Bazyliszek. Szybko więc ściągnęłam ubranie, w
którym spałam, a które w niczym nie przypominało piżamy, po czym weszłam pod
prysznic. Przez kilka minut zatopiłam się w kroplach krystalicznej, ciepłej
wody. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tego potrzebowałam. A
najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że nikt nie stał za drzwiami,
niecierpliwiąc się, czekając w kolejce, jak to bywało w domu dziecka.
Miałam
wrażenie, że ta zwykła woda zmywa ze mnie niechcianą warstwę bezdomnej
dziewczyny, ukazując światu jej nowe, nieznane wcześniej oblicze.
Chodząc
jeszcze w ręczniku, jaki poprzedniego dnia przyszykował dla mnie Brunet,
skorzystałam z suszarki, leżącej na parapecie. Ogarnięcie moich włosów nie było
łatwe, dlatego tym bardziej cieszyłam się, że nikt nie dobija się do łazienki,
protestując, że za bardzo hałasuję.
Następnie
naciągnęłam na siebie żółty podkoszulek, ozdobiony czarnymi rysunkami, oraz
ciemno fioletowe, krótkie spodenki.
Teraz
mogłam już spojrzeć w lustro.
I
choć nie zobaczyłam w nim nic nowego, nic odkrywczego, to jednak dziewczyna za
szklaną szybą była... uśmiechnięta, może nawet zadowolona.
Nigdy
nie byłam ładna i doskonale o tym wiedziałam, ale też wcale mi to nie
przeszkadzało. Zachwycanie wyglądem nie stanowiło sensu mojej egzystencji. Po
prostu akceptowałam samą siebie z wszystkimi swoimi wadami, a tych miałam w
nadmiarze.
Byłam
chuda. Zbyt chuda. I choć większość dziewcząt uznałaby to za zaletę, to ja
zawsze chciałam przytyć, żeby ubrania nie wisiały na mnie jak na jakimś patyku.
Niestety, w domu dziecka nie było zbyt dużo jedzenia, a w szczególności
słodyczy. Do tego moje 156 cm wzrostu i wyglądałam jak gimnazjalistka, a nie
dorosła, bądź, co bądź, kobieta. Jedyne, z czym nie musiałam w życiu walczyć, a
z czym mierzyli się moi rówieśnicy, to tzw. młodzieńczy trądzik. Może też
dlatego nie nauczyłam się malować. Nigdy nie miałam w ręku żadnej kredki do
oczu, pudru czy innego tuszu do rzęs. No cóż, byłam staroświecka i zacofana.
Nie było jednak takiej siły, która wpłynęłaby na moje przyzwyczajenia. I nawet
moja przeraźliwie blada cera nie budziła we mnie zdenerwowania ani irytacji.
Spojrzałam
w lustro raz jeszcze swoimi dużymi, zielonymi oczami. Związałam w lekki kucyk
moje długie, złociste włosy, sięgające za pas, po czym uśmiechnęłam się
delikatnie do siebie.
Zaczynam
nowe życie, pomyślałam. Lepsze życie, poprawiłam się po chwili. Zdałam sobie
też sprawę z tego, że wydarzenia wczorajszego dnia były zupełnie
nieprawdopodobne, o ile w ogóle możliwe. Nadal dziwi mnie fakt, że miałam tyle
szczęścia w całej tej chorej sytuacji. I coraz bardziej wierzyłam, że KTOŚ tam,
na górze czuwa nade mną. Miałam więc chyba najlepszą ochronę na świcie.
To
musiało wystrczyć.
Po
prostu musiało.
Kiedy
wyszłam wreszcie z nieskazitelnych czerwieni łazienki i dotarłam do mojego
pokoju, dochodziła właśnie godzina 8:00. Ponieważ wszyscy domownicy jeszcze
spali, z nikim nie mogłam porozmawiać na temat moich nowych obowiązków, które
wciąż pozostawały dla mnie tajemnicą. No, bo niby miałam opiekować się Kubą,
ale co to dokładnie miało dla mnie oznaczać? On nie miał dwóch lat, żeby za nim
biegać krok w krok. Czy ja więc byłam mu do czegokolwiek potrzebna? Z drugiej
jednak strony, doskonale wiedziałam, jak bardzo dziecko potrzebuje bliskości i
obecności innych, przyjaznych osób.
Będzie
dobrze, pocieszyłam się w duchu. A tymczasem trzeba działać. Muszę zająć czymś
ręce, żeby przestać wymyślać jakieś niestworzone historie.
Zajrzałam
do portfela - było w nim jeszcze trochę pieniędzy. Więc jako, że nie
przychodziło mi teraz nic lepszego do głowy, postanowiłam wybrać się do sklepu
po coś do jedzenia na śniadanie. Jeśli bowiem Brunet dbał o wyposażenie swojej
lodówki, tak samo, jak o porządek w mieszkaniu, to w najbliższym czasie
moglibyśmy umrzeć z głodu, a mój żołądek coraz wyraźniej dawał o sobie znać.
Wczoraj zjadłam przecież tylko jednego croissanta.
Mój
pomysł miał jeszcze jedną zaletę - spacer na świeżym powietrzu przy tak pięknej
pogodzie będzie niezwykle przyjemny.
Nie
spieszyłam się.
Szłam
po woli, ciesząc się wspaniałym sierpniowym porankiem. I choć nie znałam zbyt
dobrze okolicy, to z łatwością trafiłma do sklepiku, w którym poprzedniego dnia
kupiłam mój jedyny posiłek.
*
Weszłam
do domu najciszej, jak tylko potrafiłam, starając się nikogo nie obudzić.
Odstawiłam torbę z zakupami na blat kuchenny, a następnie wypakowałam jej
zawartość. I kiedy właśnie zastanawiałam się, co przygotować na śniadanie,
usłyszałam za plecami jakiś niezwykle uroczy śmiech. Odwróciłam się gwałtownie,
jakby nieco przestraszona tym nagłym odgłosem. I wówczas moim oczom ukazały się
dwie postaci za uchylonymi balkonowymi drzwiami. Podeszłam bliżej, aby móc
przyjrzeć się owym genetlmenom.
Na
świeżo posianej, pachnącej, zielonej trawie odbijali sobie piłkę, ciesząc się
przy tym niewiarygodnie. Uśmiechali się do siebie, często zapominając o piłce,
a ganiając się i niemal potykając o własne nogi.
Kuba
wystrojony był najwyraźniej jeszcze w piżamkę, za to jego brat miał na sobie
jedynie granatowe spodenki, sięgające do kolan, pozbawiony zaś był koszulki, co
sprawiło, że mogłam zobaczyć jego umięśnione ramiona w całej okazałości. A nie
były one zwykłe. Tak nie wyglądali koledzy z sąsiedztwa, pomyślałam.
Z
każdą kolejną minutą zaczynałam coraz bardziej zdawać sobie sprawę, że twarz
Bruneta jest mi znajoma. I to wcale nie z powodu naszego wczorajszego
spotkania. Na pewno nigdy nie widziałam go tak bezpośrednio, ale dałabym też
sobie rękę uciąć, że te oczy, ten głos i w ogóle całe opakowanie tego chłopaka
wydawało mi się jakieś znajome.
Znajome,
a jednocześnie tajemnicze.
Prawda
była jednak taka, że kompletnie nic o nim nie wiedziałam. No może poza jakimiś
drobnymi szczegółami. Co by więc nie mówić, zachowałam się skrajnie
nieodpowiedzialnie, wprowadzając się pod dach zupełnie obcego mi człowieka.
Muszę
go lepiej poznać, pomyślałam, ale to może troszeczkę później, mój drogi
detektywie. Teraz wypadałoby bowiem zrobić śniadanie, bo jeszcze chwila, a
naprawdę mogę się zagłodzić się na dobre.
-
Hania! - usłyszałam nagle swoje imię, a w kilka sekund później poczułam, jak
czyjeś ramiona obejmują moje ciało na wysokości klatki klatki piersiowej.
-
Wow! A cóż to za gorące przywitanie? - zapytałam z uśmiechem na ustach, kiedy
już udało mi się wyswobodzić z objęć Kuby.
-
A jednak jesteś - odezwał się Brunet, który nieco później pojawił się na,
wyłożonych brązowymi płytkami, schodach, prowadzących do domu - Już myśleliśmy,
że nas nie polubiłaś i uciekłaś.
-
No, co ty? Jak można nie lubić Kuby? Widzisz ten słodki uśmiech? - posłałam
Bartkowi pytające i bardzo rozbawione spojrzenie, wskazując na śliczną
twarzyczkę jego brata.
-
Racja - odrzekł z udawaną powagą, po czym zwrócił się do 9-latka - Kuba,
dziękuję, że jesteś.
Wszyscy
wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, słysząc słowa Bruneta, a najbardziej on sam.
-
Żarty żartami, ale ty, młody, zmykaj się ubrać. Nie będziesz przecież cały
dzień paradował w piżamie, co? - zapytał, ale było to pytanie retoryczne. Mały
bowiem od razu i bez marudzenia postanowił wypełnić polecenie brata.
-
No, więc powiesz mi, gdzie byłaś? - Brunet wydobył z siebie piękny głos, kiedy
już zostaliśmy sami.
-
Wyszłam do sklepu po coś do jedzenia. Chyba nie masz nic przeciwko? -
kontynuowałam, gdy wchodziłam do mieszkania.
-
Ja? Wręcz przeciwnie. Wierz mi, jestem okropnym łasuchem. Kiedy mam ochotę,
potrafię zjeść nawet tuzin jajek, że o słodyczach już nie wspomnę - przekonywał
z poważną miną.
-
Tak? A nie wyglądasz na takiego, co to lubi się objadać - zauważyłam, uważnie
przyglądając się jego nieco rozneglirzowanej sylwetce.
On
jednak najwyraźniej to zauważył, bo nerwowo zaczął szukać wśród bałaganu
jakiejś koszulki.
-
Przepraszam - mówił, przegrzebując całe sterty najróżniejszych przedmiotów,
które zalegały na kanapie - Ale to wszystko przez tę pogodę. Kiedy wstałem,
było taki ciepło, że nawet...
-
Nic nie szkodzi - przerwałam marne tłumaczenia Bruneta, uśmiechając się pod
nosem. Tym razem to mnie rozbawiła jego niewinność - W domu dziecka widziałam o
wiele gorsze rzeczy - dodałam rozbawiona.
-
No naprawdę, bardzo zabawne - opowiedział, naciągając na siebie znalezione
ubranie - A tak już zupełnie serio, to muszę przyznać, że ty wyglądasz dzisiaj
jakoś tak...
-
Ty też - odparłam, może nawet nieco zawstydzona tym, co powiedział, a właściwie
tym, co chciał powiedzieć. Postanowiałam więc szybko zmienić temat - Chcecie
zjeść w domu czy może na tarasie?
-
A ty nie zjesz z nami?
-
Nie chciałabym przeszkadzać.
-
No, co ty? Nie będziesz nam przeszkadzać. Jak mogłaś tak pomyśleć? - Bartek
posłyłał mi raz za razem pytające spojrzenia.
-
W takim razie, ja wybieram salon i w myśl zasady: „Kto rano wstaje, ten się
pierwszy naje”, jako że pierwsza zerwałam się z łóżka, zamierzam zjeść
najwięcej - oznajmiłam wesołym tonem.
-
To przysłowie brzmiało chyba trochę inaczej - skwitował, przecierając wciąż
jeszcze zaspane oczy.
-
Usiądź, zaraz wszystko będzie gotowe - poleciłam - I lepiej się ze mną nie
kłóć, gdyż to ja dzisiaj rządzę w kuchni.
-
Nie martw się, nie zabiorę ci posady, bo do gotowania mam dwie lewe ręce.
Nie
odpowiedziałam na ostatnie słowa Bruneta. Uśmiechnęłam się jedynie do siebie,
po czym ruszyłam w stronę niewielkiej kuchni, która połączona była z salonem. W
ekspresowym tempie rozłożyłam na stole wszystkie pyszności świata, no a
przynajmniej pyszności, jakie udało mi się kupić w markecie.
Po
chwili dołączył do nas też Kuba, który zmienił piżamkę na szare spodenki oraz
T-shirt w kolorowe paski i uczesał swoje, potargane wcześniej, włosy.
-
Co jemy? - zapytał, wdrapując się na piękne, brązowe krzesło obok okrągłego
stołu.
-
Co tylko chcesz, a co znaleźć można na tym stole - odpowiedział Bartek,
nakładając sobie na świeżą bułkę kawałek żółtego sera.
Ja
w tym samym czasie, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo byłam głodna i jak
bardzo mój żołądek domagał się zaspokojenia swoich potrzeb. Niemal w pośpiechu
zaczęłam próbować wszystkiego po trochu, nie zważając w ogóle na zasady dobrego
wychowania. Dopiero, gdy w minimalnym stopniu zaspokoiłam doskwierający mi
głód, zorientowałam się, że obaj bracia siedzą naprzeciwko mnie, przyglądając
mi się z rozbawieniem.
-
Czemu tak na mnie patrzycie? - zapytałam odrobinę zawstydzona.
-
Ja myślę - odpowiedział starszy z moich rozmówców.
-
O czym? - drążyłam dalej, ale po kilku sekundach jego milczenia sama sobie
odpowiedziałam - Pewnie zastanawiasz się nad tym, co ta nieokrzesana dzikuska
robi w twoim domu i czemu wyjada ci wszystkie roczne zapasy jedzenia. Zgadłam?
- rzuciłam żartobliwie, sięgając już mniej łapczywie po sok.
-
Prawie.
-
To znaczy?
-
Myślałem o tobie, ale do głowy przyszło mi zupełnie inne pytanie - zaczął, po
czym zamilkł na kilkanaście sekund - Skąd ty się w ogóle wzięłaś, Haniu? My nic
o tobie przecież nie wiemy.
-
Pomyślałam dziś dokładnie o tym samym - odparłam - I chyba czas to zmienić.
Czas wyjaśnić sobie pewne sprawy, jak też ustalić jakieś reguły mojej pracy.
-
To bardzo dobry pomysł - pochwalił moje słowa - Ale odłóżmy to na wieczór, bo
ja teraz nie mam zbyt wiele czasu. Wtedy wszystko obgadamy i mam nadzieję,
dogadamy się. A tymczasem, może powiecie mi, co zamierzacie robić, kiedy mnie
nie będzie? Gdyby się wam nudziło, to możecie poćwiczyć trochę angielski Kuby.
Wiesz, młody rozbi różne ćwiczenia - zwrócił się do mnie - Ma tam cały zestaw
książek i innych bibelotów.
-
Po pierwsze - Kuba odezwał się, najwyraźniej nie mając najmniejszej ochoty na
edukację w czasie wakacji - Inteligenty człowiek nigdy się nie nudzi, a po drugie:
ja mam teraz wolne od szkoły i nie muszę się uczyć - wyjaśnił z poważną miną.
-
Nie musisz, ale możesz.
Ocho,
pomyślałam, bracia weszli na etap przekomarzania się.
-
Poza tym - kontynuował Bartek - Po twojej ostatniej wyprawie do Anglii, chyba
już wiesz, że znajomość języków obcych jest bardzo ważna.
-
Od tego, żeby się uczyć jest rok szkolny, a ja mam teraz wakacje - stwierdził z
niemałym grymasem na twarzy Kuba.
-
Ale gdybyś teraz więcej ćwiczył, w szkole byłoby ci łatwiej.
-
Kubusiu, myślę, że twój bart ma troszkę racji - wtrąciłam się do rozmowy -
Jeżeli nie będziesz chciał się uczyć, to nie skończysz szkoły ani żadnych
studiów i będziesz musiał zbierać złom. A chyba nie chcesz zostać złomiarzem? -
roztoczyłam przed młodym nieprzyjemną wizję, jednak jego to wcale nie zraziło.
-
A jak wszyscy będą się tak dobrze uczyć, to kto będzie zbierał złom?
-
Ja nie wiem, bracie, po kim ty jesteś tak mało ambitny?
Najwyraźniej
słowa Bruneta uraziły Kubę, który postanowił w ramach protestu zaprezentować mu
swój język w całej okazałości.
-
I widzisz, co ja z nim mam? - Bartek zwrócił się do mnie z pytaniem, ale
uśmiech nie schodził z jego twarzy.
-
Myślę, że jakoś sobie poradzimy z tym problemem - odpowiedziałam z nie
mniejszym entuzjazmem, puszczając oczko do nieco podrażnionego, żartami na swój
temat, Kuby.
Luźna
atmosfera, pomyślałam, tego właśnie potrzebowałam. Dobrze, że Brunet nie okazał
się jakimś nieuprzejmym i zapatrzonym w siebie snobem.
No,
przynajmniej na razie...
*
Po
śniadaniu miałam jeszcze kilka chwil dla siebie. Bartek wychodził z domu
dopiero o dziesiątej, więc do tego czasu to on miał zająć się Kubą, twierdząc,
że młody zdąży dać mi się we znaki, dlatego powinnam wykorzystać każdą wolną
minutę.
Nie
kłóciłam się z nim. W końcu to on był tutaj szefem.
No,
a poza tym, resztki wolnego czasu mogłam wykorzystać np. na lepsze poznanie
domu, w którym się znalazłam. Bo chociaż nie był on zbyt duży, to jednak trudno
było mi sobie przypomnieć, gdzie jest czyj pokój, nawet mimo tego, iż
kilkakrotnie próbowałam odtworzyć wczorajszą wędrówkę po mieszkaniu.
I
choć wydawać się to mogło nieco niegrzeczne, to postanowiłam zaglądać do
wszystkich pomieszczeń, żeby co nieco odświeżyć pamięć.
I
tak właśnie, pierwszy pokój był niezwykły i najprawdopodobniej należał do
Bruneta. Był on nad wyraz duży, a więc mieścił nad wyraz dużo rzeczy - sprzętu,
książek, porozrzucanych wszędzie ubrań, adidasów, gazet, piłek, a przede
wszystkim... zdjęć.
Robionych
latem i zimą, rankiem i wieczorem, w blasku słońca i podczas burzy. Jednak
niezależnie od tego, jaka pogoda czy pora roku widniała w tle tych fotografii,
na głównym ich planie znajdowała się tylko jedna osoba. Kobieta. A właściwie,
to dziewczyna. Nie widziałam jej wcześniej. Nie widziałam jej też później. Ale
jedno mogłam o niej powiedzieć na pewno - była piękna.
Podniosłam
jedno zdjęcie z szafki, żeby lepiej się przyjrzeć. Po chwili jednak odłożyłam
je na miejsce, zdając sobie sprawę, że nie mam prawa tu przebywać.
I
kiedy właśnie chciałam opuścić pomieszczenie, coś mnie zatrzymało.
Na
przeciwko ogromnego łóżka, na ścianie w delikatnym kolorze wrzosu, ustawiony
był regał, a na nim mnóstwo błyskotek. Ale nie takich zwykłych. Nie. Te były
wyjątkowe.
Podeszłam
bliżej, aby móc dokładniej obejrzeć to wszystko, co zajmowało tak wiele miejsca
w tym pomieszczeniu i co wyeksponowane zostało z należytym szacunkiem.
Zaczęłam
czytać po kolei krótkie napisy na każdym krążku oraz każdej statuetce.
Nad
najniższą pułką widniał starannie wykonany napis z jakiejś samoprzylepnej foli:
Sukcesy klubowe:
- Wicemistrz Polski Juniorów 2006
- Zdobywca Pucharu Polski 2009
- Mistrz Polski 2008/2009
- Klubowy Wice-Mistrz Świata 2009
- Brązowy medalista Ligi Mistrzów 2008/2009
- Mistrz Polski 2009/2010
- Klubowy Wice-Mistrz Świata 2010
- Zdobywca Pucharu Polski 2011
- Mistrz Polski 2010/2011
- Zdobywca Puchru Polski 2012
- Srebrny medalista Ligi Mistrzów 2012
- Wice-Mistrz Polski 2011/2012
Środkowy
regał poświęcony był sukcesom
reprezentacyjnym:
- Złoty medalista Mistrzostw
Europy Kadetów 2005
- Złoty medalista Mistrzostw
Europy 2009
- Brązowy medalista Ligi
Światowej 2011
- Brązowy medalista Mistrzostw
Europy 2011
- Srebrny medalista Pucharu
Świata 2011
- Złoty medalista Ligi Światowej
2012
Natomiast przy najwyższej pułce znajdował się
tekst: Nagrody indywidualne, a wśród
nich udało mi się dostrzec puchary z następującymi dopiskami:
- Najlepszy Atakujący Mistrzostw
Europy Kadetów 2005
- Odkrycie roku 2006 w
plebiscycie miesięcznika „Super Volley”
- Najlepszy Zawodnik VII
Memoriału Huberta Jerzego Wagnera 2009
- Najlepszy Zawodnik Memoriału
Zdzisława Ambroziaka 2009
- Najlepszy Zawodnik Memoriału
Arkadiusza Gołasia 2009
- Najlepiej Punktujący Zawodnik
Klubowych Mistrzostw Świata 2009
- Najlepiej przyjmujący według
francuskiej gazety L’Equipe (wytypowany do najlepszej „szóstki” roku 2009)
- Odkrycie Roku 2009 podczas
Gali Siatkarskie Plusy 2009
- Siatkarz Roku 2010 w
Plebiscycie Strefa Siatkówki
- Siatkarz Roku 2010 podczas
Gali Siatkarskie Plusy 2010
- Najlepszy Atakujący Pucharu
Polski 2011
- Najlepiej Punktujący Zawodnik
Ligi Światowej 2011
- Najlepiej Zagrywający
Mistrzostw Europy 2011
- Najlepszy przyjmujący według
portalu Onet.pl (wytypowany do najlepszej „szóstki” roku 2011)
- 2. miejsce w Plebiscycie
Przeglądu Sportowego na 10 Najlepszych Sportowców Polski 2011
- Siatkarz roku 2011 w
Plebiscycie Strefa Siatkówki
- MVP Ligi Światowej 2012
Wow, pomyślałam. Nie była to zbyt wybitna myśl,
ale w tym momencie nic mądrzejszego nie przychodziło mi do głowy. Trafiłam do
domu normalnie człowieka-orkiestry.
Teraz wszystko zaczęło mi się układać w logiczną
całość - to jego przekonanie o własnej popularności i jednocześnie moje
wyobrażenie, że gdzieś już go wcześniej widziałam.
Jak mogłam nie skojarzyć TAKIEJ twarzy? Naprawdę
jestem naiwna.
Bartosz Kurek, wypowiedziałam na głos jego
nazwisko. Bartosz Kurek...
Chłopak, do którego wzdychały niemal wszystkie
koleżanki z domu dziecka.
Chłopak, którego chcieli naśladować wszyscy
koledzy.
I ja w jego domu?
Nie, to nie może dziać się naprawdę. Nie może,
powiedziałam sama do siebie.
- To może cię uszczypnę, a przekonasz się, że to
nie sen - usłyszałam nagle za plecami głos Bruneta.
Chciałam się odwrócić, ale poczułam, jak każda
cząstka mnie zamiera w bezruchu.
- Co ty tu robisz? - zapytał po chwili milczenia,
ale ton jego głosu był nad wyraz nieprzyjemny i ostry.
- Ja tylko... - zaczęłam coś bełkotać pod nosem,
czując jednocześnie, że moje serce bije głośniej niż brzmi mój głos.
- Co ty
tylko? - posłał mi nieprzyjemne spojrzenie, wydzierając mi z ręki jedną ze
swoich nagród, którą trzymałam.
- Po prostu przechodziłam i tak sobie
pomyślałam...
- Że wejdę do pokoju, do którego nie mam wstępu,
tak? - Bartek dokończył, naśladując mój ton wypowiedzi.
W jednej chwili z miłego chłopaka stał się
wściekłym facetem, w którym złość wzbierała z każdą sekundą.
W tym momencie zwyczajnie się go przestraszyłam.
- Nie życzę sobie, żebyś tu wchodziła, rozumiemy
się?
- Jasne - odparłam cichutko, spuszczając głowę.
- A teraz wyjdź stąd - mówił, ostentacyjnie
pokazując mi palcem drzwi.
Ruszyłam przed siebie, pozostając zła na to, co
zrobiłam. Nie miałam prawa tam wchodzić,
nie mówiąc już o dotykaniu jego osobistych rzeczy.
Jednak, znając swoją zdolność do pakowania się w
tarapaty, zamiast zejść Brunetowi z oczu, postanowiłam dowiedzieć się czegoś
więcej na jego temat. Skoro i tak nagrabiłam sobie u niego, to nie mam nic do
stracenia.
- Bartek - zaczęłam, odwracając się, kiedy już
zbliżałam się do korytarza - Dlaczego nie powiedziałeś mi czym się zajmujesz?
- Słucham? - mój rozmówca niemal się roześmiał -
Dziewczyno, na jakim ty świecie żyjesz?
- Nie rozumiem - odprałam zdezorientowana,
opierając głowę o futrynę.
- Czy ty nie oglądasz telewizji, nie czytasz
gazet, czy nawet nie słuchasz radia?
- A co to ma do rzeczy?
- Niewiele, poza tym, że tam o mnie mówią -
oznajmił mi tak, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Jesteś bardzo pewny siebie.
- Być może. Ale ty mi wcale nie ustępujesz.
Naprawdę chcesz się teraz ze mną kłócić? - zapytał, a ja dostrzegłam, że Brunet
staje się coraz bardziej agresywny.
- Nie miałam takiego zamiaru. Ja chciałam cię
tylko lepiej poznać.
- To trzeba było zapytać, a nie grzebać w moich
prywatnych rzeczach - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Ale ja przecież...
- Tak, wiem. Ty przecież nie grzebałaś, ty tylko
oglądałaś bez pozwolenia, mam rację?
Dobra, teraz już najwyższy czas się ewakuować,
pomyślałam.
- Pogadamy wieczorem - odezwał się oschle Brunet,
ale jego głos był już spokojniejszy - Teraz muszę wyjść na trening. Zostawiam
Kubę pod twoją opieką, ale pamiętaj, jeśli jemu coś się stanie, to gorzko tego
pożałujesz.
Miły i uśmiechnięty przy śniadaniu Bartek, teraz
brzmiał co najmniej jak seryjny morderca.
Doszłam więc do wniosku, że lepiej nie wdawać się
z nim w wymianę ‘uprzejmości’.
Bez słowa wyszłam z jego pokoju.
I wtedy właśnie na korytarzu natknęłam się na
mojego ‘podopiecznego’, którego musiałam teraz pilnować dwa razy uważniej niż
zamierzałam.
- No, Kuba, jesteś - rzuciłam z ulgą.
- Jestem tak, jak i byłem przez cały czas w domu
- zauważył - A ty, gdzie byłaś?
- U Bartka - odpowiedziałam, po czym wyszeptałam
sama do siebie - To był pierwszy i ostatni raz, kiedy do niego weszłam. Więcej
nie zamierzam.
- Mój brat przecież nie gryzie... - Kubie jednak
moja uwaga nie uszła mimochodem.
- Nie? - odrzekłam ironicznie, ale mały
odpowiedział mi na to jedynie uśmiechem, którego długo nie potrafiłam
rozszyfrować.
BARDZO długo.
ZBYT długo.