niedziela, 9 grudnia 2012

INFORMACJA


Moje Kochane!
Przepraszam. I zasadniczo jest to jedyna sensowna rzecz, jaką mogę Wam teraz powiedzieć  chociaż i tak za chwilę zasypię Was milionem powodów mojej prawie czteromiesięcznej nieobecności, bo: cierpię na chroniczną chorobę –brakoczasus pospolitus - paskudna dolegliwość i w dodatku nijak nie idzie się dziadostwa pozbyć, no chyba, żeby zlikwidować szkołę bądź zupełnie ignorować jej istnienie, czego, niestety, zrobić nie potrafię. Wiem, że to żadne wytłumaczenie, bo przecież każda z Was cierpi na niedobór czasu, a mimo to są wśród Autorek i Czytelniczek Supermenki, które godzą i szkołę i pisanie.
Oczywiście, to nie jest tak, że ja odcinam się od świata siatkówki, Skry i wszystkiego, co z tym związane. Bo przecież nie można odciąć się od czegoś, co daje Ci tlen i pozwala w ogóle funkcjonować, prawda? Ja, kiedy jest mi źle, to patrzę na tych naszych chłopaków, patrzę na pustą stronę w Wordzie, czekającą by zacząć na niej tworzyć ten mój inny świat, i po prostu wiem, co mam robić, wiem, po co żyję.
Co do kolejnej notki, to jestem w trakcie pisania, ale nie mam bladego pojęcia, kiedy ją dodam.
Tymczasem mogę Was zaprosić na mój blog o siatkówce: http://odbojka-moja-ljubav.blogspot.com/, a także na blog z opowiadaniem: http://ljubim-te-najvise-na-svetu.blogspot.com/.
Pozdrawiam, kocham, ściskam!

piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 5: Do wszystkiego można się przyzwyczaić.


Moje Cudowne Misiaczki!
Dzisiejszy rozdział jest taki jakiś... dziwny, może za bardzo pokręcony, niezrozumiały. Nie wiem. Ale powstał, jak to się mówi, na fali twórczej, więc po prostu nie mogłam go nie opublikować. Wciąż jest też w moim opowiadaniu niewiele siatkówki, ale obiecuję, że w następnej notce pojawi się obszerny fragment związany z siatką.
A tymczasem, dziękuję, że jesteście ze mną, mimo wszystkich niedoskonałości tej historii.
Całuję Was i ściskam (i sama się sobie dziwię, że ostatnio tak dużo piszę). ;)
I rzecz jasna, życzę Wam miłej lektury, jeśli oczywiście jeszcze nie macie mnie dość.


K. Ignaczak: Czekaj, bo nagrywam teraz. Teraz nagrywam, proszę. Jak się czujesz w podróży do Paryża?
P. Nowakowski: Do Paryża?
K. Ignaczak: Nie d*** ryża. Tu idzie ryży.
J. Jarosz: Gościu, ty, uważaj.
B. Kurek: Jego nie śmieszy ten żart.
[Fragment odcinka „Igłą szyte” 2012]

Rozdział 5: Do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Od kilku godzin byłam w domu tylko z Kubą. I choć wiedziałam, że po tym, co wydarzyło się dzisiejszego ranka, muszę pilnować go jak oka w głowie, to jednak nie potrafiłam się na niczym skupić. Cały czas zastanawiałam się nad sytuacją, która miała miejsce, a która tak bardzo mnie zaskoczyła.
Pierwsze pytanie, jakie przychodziło mi teraz do głowy, to dlaczego Brunet tak ostro zareagował na to, że weszłam do jego pokoju? Ok, nie miałam prawa tego robić i zachowałam się może nawet prostacko, zapominając o zasadach dobrego wychowania, ale czy od razu musiał tak na mnie naskakiwać? Nie mógł mnie zwyczajnie wyprosić?
I tutaj pojawia się drugi znak zapytania. Otóż, jakim cudem tak miły chłopak stał się nagle uosobieniem wszystkich najgorszych cech na świecie, czyli zła, agresji, aroganicji, nieuprzejmości i irytacji? Tych wszystkich przymiotów starczyłoby na podzielenie między kilku seryjnych morderców z najbardziej krwawych hollywoodzkich produkcji. A tu proszę, z pozoru kochający brat, stał się właścicielem tych wszystkich, jakże nieporządanych, cech.
No i pozostawała jeszcze jedna sprawa. A mianowicie, tajemnicza dziewczyna ze zdjęć. Kim ona w ogóle była i dlaczego była tak ważna dla Bruneta? No, bo, że była ważna, to nie miałam najmniejszych wątpliwości. Nikt przecież nie kolekcjonuje setek zdjęć osoby, która jest mu zupełnie obojętna.
Wszystko to było jakieś dziwne. Z każdą chwilą czułam też coraz bardziej, że znajomość z braćmi nie wróży nic dobrego. Mimo tego, nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, że w obu tych chłopakach jest coś interesującego. Obaj przecież potrafili hipnotyzować wzrokiem, choć każdy z nich na inny sposób, zgodny z własną metryką.
Ta cała niepewność i niewiedza wyprowadzały mnie z równowagi.
Był jednak jeden sposób, by dowiedzieć się na czym stoję i jaki naprawdę jest starszy z rodzeństwa - zapytać Kubę.
Szybko więc poszłam do pokoju chłopca, w którym przebywał sam od kilkunastu minut.
- Kuba, mogę na chwilę? - spytałam, stojąc na progu jego sypialni.
- Jasne, wchodź - odparł, zamykając czytany właśnie przez siebie komiks - O co chodzi?
- Chciałabym wiedzieć..., to znaczy zapytać o...
- Tak? - Kuba uśmiechnął się.
- Możesz mi opowiedzieć coś o swoim bracie? No wiesz, czemu on się tak dziwnie zachowuje? - wykrztusiłam z siebie to idiotyczne pytanie, siadając na skurzanym, biurowym fotelu na przeciw mojego małego rozmówcy.
- Co masz dokładnie na myśli? - chłopiec nieco się zdziwił, najwyraźniej nie dostrzegając nic nadzwyczajnego w postawie Bruneta.
W odpowiedzi opowiedziałam mu swoją poranną przygodę z Bartkiem i jego jakże okropnym zachowaniem.
- Wierz mi, że to najmilszy facet, jakiego znam - zapewnił mnie młody.
- Jeżeli nawet jest taki uprzejmy, to skrzętnie to ukrywa.
- Proszę cię, nie oceniaj go tak szybko - Kuba poprosił mnie, posyłając mi jednocześnie nieco smutne, przygaszone spojrzenie.
- Ale ja go wcale nie oceniam, naprawdę. Ja tylko próbuję go zrozumieć - odparłam, patrząc na mojego małego rozmówcę bardzo uważnie, bo czułam, że ten młody gentelman znajduje się w posiadaniu informacji, które mogą mi wiele wyjaśnić.
- Więc nie próbuj - odpowiedział szybko i może nawet szorstko - Jego nikt nie rozumie, ale wszyscy akceptujemy go takim, jaki jest. A jest bardzo dobrym człowiekiem, tyle tylko, że życie mocno dało mu w kość.
Przez chwilę zapadła drażniąca ucho cisza. Kuba milczał, a ja nie zamierzałam już więcej ciągnąć go za język. Bądź, co bądź, to nie była moja sprawa,
Jednak, ku mojemu zdziwieniu, po kilku minutach mały zaczął kontynuować swoją opowieść.
- Haniu - zaczął bardzo uroczyście tak, że miałam wrażenie, że nie rozmawiam z 9-latkiem, ale z jakimś dorosłym, poważnym i nobliwym człowiekiem - Bardzo cię lubię, dlatego chcę ci coś opowiedzieć. Chcąc, nie chcąc, stałaś się częścią tego domu, stałaś się częścią naszego życia - poprawił się - Być może to, choć w najmniejszym stopniu, pozwoli ci poznać Bartka, ale pamiętaj, że jeżeli ktokolwiek się dowie o tej rozmowie, będziemy musieli się pożeganać. A ja bardzo bym tego nie chciał.
W odpowiedzi skinęłam tylko twierdząco głową.
- No więc, ja myślę, że Bartek wcale nie zdenerwował się, dlatego, że oglądałaś bez pozwolenia jego nagrody i te wszystkie medale.
- Jak to?
- To tylko dolało oliwy do ognia, bo jemu przede wszystkim chodziło o to, że widziałaś fotografie, jakie znajdują się w jego pokoju.
- Tyle rabanu o zwykłe zdjęcia? - zapytałam z lekkim niedowierzaniem.
- Nie, Haniu, dla niego to nie są zwykłe zdjęcia - zaprzeczył Kuba, lokując się wygodniej na dużej, białej kanapie, ozdobionej czerownymi kwiatami - One mają dla niego ogromną wartość. To znaczy, dziewczyna na tych zdjęciach jest, a właściwie to była, dla niego bardzo ważna.
- Nie rozumiem. To była czy jest?
- Tak fizycznie to była, ale duchem wciąż z nim jest. I chyba już na zawsze zostanie. A na imię miała Natalia. Właściwie, to odkąd pamiętam, zawsze była w naszym domu. Była jego dobrym duchem i prawdziwym przyjacielem. Uwielbiałem się z nią bawić, bo chyba jako jedyna nie denerwowała się, kiedy rzucałem w nią klockami - w tym momencie chłopiec uśmiechnął się do siebie na to wspomnienie - No, ale przede wszystkim była dziewczyną Bartka. I chociaż jestem mały i jeszcze wielu spraw nie rozumiem, to miłość, jaką Bartek ją dażył, widziałem aż nadto. Wszyscy widzieli. Bo to nie była taka zwykła para. Oni się przede wszystkim przyjaźnili. Mama często wspominała, że rozumieli się bez słów. I to dosłownie. Ale pewnego dnia, jakieś dwa lata temu, Natalka zniknęła. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Ja sam płakałem, że przestała nas odwiedzać.
- Umarła? - spytałam nagle i trochę mimo woli.
- Na początku tak właśnie myśleliśmy, ale po jakiś czterech miesiącach przysłała wiadomość do Bartka, że wyjechała, bo potrzebowała spróbować czegoś nowego. Twierdziła, że nie mogą się więcej spotykać, bo on hamuje jej rozwój, że ona chce podróżować, poznawać świat, a on myśli tylko o sobie i o tej swojej siatkówce, jak to ujęła.
- Przecież to była tylko dziewczyna - zauważyłam.
- Mówiłem ci, że oni znali się, jak nikt na świecie. Z tego, co wiem, Bartek wiązał z nią bardzo poważne plany, więc kiedy odeszła on zamknął się w sobie, olał całą rzeczywistość, rzucił się w wir pracy i jednocześnie obiecał sobie, że kiedyś ją odnajdzie i na pewno nigdy o niej nie zapomni. Teraz każdy medal, każde wyróżnienie dedykuje właśnie jej. W zasadzie, to determinacja po jej stracie doprowadziła go do miejsca, w którym jest teraz.
- To przykre... - wyszeptałam, bo doskonale wiedziałam, jak to jest, kiedy traci się kogoś bliskiego.
- To jest przykre dla ciebie, dla mnie, dla moich rodziców, którzy traktowali ją jak własną córkę, a dla Bartka to była prawdziwa tragedia. On próbuje sobie jakoś sam pomóc, ale wszyscy doskonale wiedzą, że mu to nie wychodzi. Dlatego każde wsponienie Natalki wywołuje w nim wielki ból. I może nawet nie z powodu tego, że odeszła, ale tego, w jaki sposób to zrobiła, rozumiesz? Wiesz jak to jest, honor, duma...
- I uprzedzenie - przerwałam Kubie.
- Słucham?
- No, bo Kuba, pomyśl sam. Jemu jest trudno, w porządku, takie już jest życie. Przeżył okropną tragedię, ale świat się nie skończył. Dlaczego więc z powodu swojej szczenięcej miłości, jakkolwiek bardzo nieszczęśliwej, to jednak tylko dziecięcego zauroczenia, teraz wyżywa się na innych ludziach i z góry widzi w nich swoich wrogów? - zasypałam swojego rozmówcę własnymi spostrzeżeniami, bo jak dla mnie, Brunet zachowywał się egoistycznie.
- Nie mów tak, Haniu - zaprotstował otwarcie Kuba - Tobie może się wydawać, że Bartek jest potężnym facetem, z pozoru szczęśliwym i otwartym na innych. Ale tak nie jest. To naprawdę dobry i bardzo wrażliwy chłopak - zapewnił mnie, a ja wyczułam w jego słowach nie tylko szczerość, ale przede wszystkim prawdziwą miłość.
- Powiedz mi, Kubusiu, tylko szczerze: czy ty się go boisz? - zapytałam małego, przypominając sobie jak łatwo Bartek potrafił wpłynąć na zmianę jego zachowania.
Bardzo łatwo.
Może nawet zbyt łatwo.
- Nie. Skąd w ogóle taki pomysł przyszedł ci do głowy? - odpowiedział mi pytaniem - Ja go bardzo kocham. I jestem dumny, że mam takiego brata.
- Wiesz, co? - podniosłam się z miejsca i usiadłam obok Kuby - Ja myślę, że to Bartek jest dumny, że ma takiego brata, jak ty.
- Widać, że jeszcze mnie nie znasz - po raz pierwszy, podczas naszej rozmowy, Kuba tak szczerze się uśmiechnął. Nie trwało to jednak długo, gdyż po chwili znowu spoważniał.
- Ale Haniu, nie licz na to, że Bartek cię przeprosi za swoje zachowanie. Mogę cię zapewnić, że nie. I ty też lepiej nie wracaj do tej sytuacji.
- Dlaczego?
- Wiem to z własnego doświadczenia, zaufaj mi. Ja już kilka razy zdążyłem oberwać dokładnie za to samo i za każdym razem wszystko kończyło się... dobrze. Bartek musi teraz sobie potrenować, wyrzucić z siebie negatywne emocje i wieczorem będzie jak nowy. Zobaczysz, zdążysz się do tego przyzwyczaić. No, co? - zapytał, widząc moją zdezorientowaną minę - Możesz być pewna, że jeszcze nie raz usłyszysz od mojego brata kilka nieprzyjemnych słów.
- Do tego można przywyknąć?
- Do wszystkiego można się przyzwyczaić, naprawdę.
No nie wiem, pomyślałam. Zawsze wydawało mi się, że z humorami innych ludzi trzeba walczyć, żeby wszystkim żyło się lepiej. No chyba, że tą osobą była kobieta w ciąży, z którą, wedle ludowych zapatrywań, nie można dyskutować. Co by jednak nie mówić, Bartek w niczym nie przypominał ciężarnej kobiety. No, a tak już zupełnie poważnie, to przecież jemu bardzo przyda się takie przystosowanie do społeczeństwa. Źle jest bowiem żyć przeszłością. I choć sama wiedziałam, jakie to jest trudne, to nie zamierzałam rezygnować z naprawiania świata.
Przynajmniej świata Bruneta...
*
Siedziałam z Kubą w salonie, ucząc się z nim angielskiego. Młody dał się do tego namówić, mimo wcześniejszych protestów.
Mój pierwszy sukces wychowawczy, pomyślałam.
- Od czego zaczniemy? - spytał Kuba.
- Może od... - nie dokończyłam, bo w całym domu rozległ się nagle donośny dźwięk dzwonka do drzwi.
- To pewnie Bartek wrócił do domu i jak zwykle zapomniał kluczy - zauważył mój mały podopieczny - Otworzysz? - zapytał.
- Taa... Jasne - odparłam z lekkim niezadowoleniem. Nie miałam bowiem ochoty oglądać twarzy Bruneta przez najbliższe 150 lat.
Albo i dłużej.
Wstałam jednak i z oporami poszłam otworzyć.
- No hej - rzucił od progu.
Kuba miał rację - jego brat zachowywał się jak, gdyby nigdy nic się nie stało.
A stało się.
I może to głupie, ale mnie to naprawdę bardzo bolało.
- Co dziś robiliście? - zapytał, siadając na kanapie obok Kuby.
- Nic takiego - odparłam oschle.
- Jak to nic takiego? - zaprotestował młodszy z rodzeństwa. Zauważyłam przemykający przez jego twarz uśmiech tak, jakby chciał nieco rozładować tę okropną atmosferę, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, jak należy postępować w takich sytuacjach - Musisz podziękować Hani - zwrócił się do Bruneta - Jednak namówiła mnie do nauki angielskiego.
- To świetnie - odparł rzeczowo Bartek, po czym podniósł się z miejsca i wolnym krokiem podszedł do mnie, co spowodowało, że machinalnie się odsunęłam. Sama nie wiem, co sobie wtedy wyobraziłam, ale przestraszyłam się, widząc, że zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość. Po jego rannej furii wolałam pozostawać w promieniu co najmniej miliona kilometrów od niego - Tak więc dziękuję - powiedział, unosząc moją dłoń i delikatnie muskając ją swoimi ustami.
No super, pomyślałam. Ten człowiek nie jest dziwny. Nie. On jest nienormalny. Co on sobie wyobraża? Zmienia zdanie pięć razy na minutę, a wszyscy muszą się z nim zgadzać. Oczywiście, to lepiej, kiedy jest miły i uprzejmy, ale do jasnej Anielki, on nie ma prawa zachowywać się jak rozkapryszony dzieciak.
- Co jemy na kolację? - swoim pytaniem wyrwał mnie nagle ze świata rozmyślań.
- Słucham?
- Zapytałem, co jemy na kolację? - powtórzył wolno i wyraźnie.
- Naprawdę uważasz, że możemy teraz zjeść spokojnie kolację, zapominając o tym, co wydarzyło się rano? - spytałam zdziwiona.
- A co takiego się znowu stało? - mina Bruneta wskazywała na to, że był on zdziwiony jeszcze bardziej niż ja.
- Nic... Kompletnie nic - wyszeptałam.
Zrezygnowałam.
Miałam wrażenie, że za chwilę zwariuję. Z minuty na minuty coraz mniej wiedziałam. I choć Kuba wszystko dokaładnie mi wyjaśnił i polecił, żeby nie drążyć dalej tematu, to jednak cała ta sytuacja nie dawała mi spokoju. I na pewno tak tego nie zostawię. I nawet jeśli miałabym stracić pracę, to nie mogę przejść obojętnie obok tego, jak wszyscy muszą chodzić ‘na paluszkach’ tylko, dlatego, że dorosły facet ma problem z własną przeszłością.
A tymczasem, przy kolacji atmosfera była naprawdę przednia. Siedzieliśmy przy stole i choć przez cały wieczór nie odezwałam się ani słowem, to miałam okazję poznać kilka szczegółów z życia braci. Dowiedziałam się na przykład, że obaj są wielkimi miłośnikami gier komputerowych, a najbardziej lubią „World of Warcraft”, że nie przepadają za fast foodami, ale za to kochają makarony pod każdą postacią. Bartek opowiedział też, co robił dziś na treningu, popsioczył trochę na zmęczenie i rygor, jaki narzucił im trener, a na koniec roztoczył przede mną całą litanię moich obowiązków.
I nawet mogłabym powiedzieć, że wieczór był bardzo miły, gdyby nie fakt, że nie mogłam wyrzucić z głowy tego porannego zdarzenia i późniejszej rozmowy z Kubą.
Nie mogłam. Nie chciałam. Nie potrafiłam.
*
Jak idiotka celowo krążyłam po domu, byleby jak najczęściej przechodzić pod pokojem Bartka. Liczyłam po cichu na to, że może wyjdzie z niego. Nie wiedzieć czemu, chciałam być pierwszą osobą, którą spotka wtedy na swojej drodze.
Pragnęłam jakoś ‘wybadać’ sprawę. Postarać się może choć trochę go zrozumieć i jednocześnie pomóc ‘przystosować go do życia w społeczeństwie’.
Gdy nagle drzwi do pokoju Bruneta się otworzyły, ujrzałam wreszcie twarz chłopaka - opanowaną i spokojną. Na jego ustach widniał nawet delikatny uśmiech, który jednak zniknął w mgnieniu oka na widok mnie, zbliżającej się do jego sypialni.
- Co ty tu robisz? - mruknął bardziej znudzony niż zdziwiony moją obecnością.
- Chciałam tylko... spytać, czy u ciebie wszystko w porządku? - powiedziałam nieco przestraszona niemiłym tonem chłopaka.
- Ty? - rzucił, unosząc jedną brew - A z jakiego powodu?
- Tak, ja - odparłam śmielej - Co w tym dziwnego?
Brunet wydawał się być moim pytaniem jakoś dziwnie zaniepokojony. Jednak jego wyćwiczona w udawaniu twarz, szybko przybrała na powrót typowy dla siebie wyraz.
Chłód. Wyższość. Opanowanie. Odwaga. Siła. Inteligencja.
- Jak widać wszystko u mnie w najlepszym porządku - rzucił, wymuszając na samym sobie uśmiech - Dzięki za troskę - dodał znudzonym tonem, chcąc jednocześnie zamknąc mi drzwi przed nosem.
- Chwila! - odparłam, z całej siły zatrzymując dłonią drzwi.
- Co znowu? - mruknął.
- Chciałam pogadać - odpowiedziałam, spoglądając mu prosto w oczy.
- O czym znowu?
- Mogę opowiedzieć ci pewną zagadkę? - odparłam mu pytaniem, ale widząc wyraźną niechęć z jego strony, nie czekałam na odpowiedź - Dwóch mężczyzn wpadło do komina. Po wyjściu okazało się, że jeden jest czysty, a jeden brudny. Jak myślisz, który z nich się umył?
- Ty sobie ze mnie żarty robisz? Tu gdzieś jest ukryta kamera? - zapytał, rozglądając się ostentacyjnie dookoła, jakby faktycznie szukał jakiegoś schowanego urządzenia.
- Proszę, odpowiedz.
- Nie wiem - rzucił - Pewnie ten brudny, bo spojrzał na swoje ręce.
- No właśnie nie. To ten czysty poszedł się umyć. A wiesz dlaczego?
- Nie wiem, ale ty mnie pewnie zaraz oświecisz.
- Dlatego, że spojrzał na tego drugiego i pomyślał, że on sam jest brudny.
- Super. Świetna historia - Bartek dosłownie zadrwił ze mnie, ale w ogóle się tym nie zraziłam.
- Bo widzisz, on spojrzał na drugiego człowieka - powiedziałam i zamilkłam na chwilę, pozwalając, aby moje słowa zawisły w powietrzu między nami. Tak, żeby Brunet mógł je przemyśleć.
Jednak po kilkunastu sekundach tej okropnej ciszy odezwałam się po raz kolejny.
- Wiesz, rozmawiałam dzisiaj z Kubą i on... - zawahałam się na moment - I on mi wszystko powiedział.
- Wszystko, to znaczy co?
- Dlaczego rano tak zareagowałeś, kiedy weszłam do twojego pokoju.
Słysząc moje słowa, twarz Bruneta w jednej chwili zmieniła swój wyraz. Znudzenie przerodziło się w widoczną złość.
- Powiedział ci dokładnie wszystko? - zapytał, kładąc szczególny nacisk na określenie wszystko.
- Dokładnie - odpowiedziałam.
Bartek zamyślił się chwilę.
- Jeśli komukolwiek o tym powiesz, to... to... - nie dokończył, bo chyba sam przestraszył się tego, co sobie w tym momencie pomyślał.
- Przecież ja nikomu o tym nie powiem - zapewniłam go.
- Czyżby?
- Tak, z dwóch powodów. Po pierwsze: mam pewne zasady, których nigdy w życiu bym nie złamała, a jedną z nich jest dotrzymywanie obietnic. I po drugie: nie widzę przyczyny, dla której taka wiadomość mogłaby kogokolwiek intersować.
- Ja jestem osobą publiczną, nie rozumiesz tego? - zauważył z niemal beszczelną pewnością siebie.
- Nie, nie rozumiem. Bo jak dla mnie, to ty jesteś przede wszystkim sportowcem.
- Naprawdę jesteś naiwna - odparł ironicznie.
- Być może. Ale wolę być naiwna niż tak obrzydliwie pewna siebie.
- Widać, że jeszcze niewiele wiesz o życiu.
- Wiem wystarczająco dużo i naprawdę przeszałm wiele, ale to nie jest powód, żeby zaraz zachowywać się tak egoistycznie. Bartek, ja doskonale rozumiem, że jest ci ciężko i że los bardzo cię doświadczył, ale życie toczy się dalej. Czasu nie cofniesz. Nie możesz żyć przeszłością, bo ranisz przy tym swoich bliskich. Ranisz ludzi, którym naprawdę na tobie zależy.
- Ciocia ‘dobra rada’ się znalazła.
- Tak, znalazła się i bardzo chce ci pomóc.
- Ty chcesz mi pomóc? Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
No właśnie, dlaczego? Zapytałam w duchu samą siebie. Nie dlatego, że był mi bliski ani nie dlatego, że dobrze go znałam, bo przecież nie znałam.
Nie.
Chciałam mu pomóc, bo widziałam łzy w jego oczach na samo wspomnienie Natalii. Widziałam jego niemalże białą, zmęczoną twarz, jego jasne usta, których kąciki zdawały się nigdy nie podnosić ku górze na myśl minionych lat. Słyszałam w swojej głowie echo jego wolnego oddech, kiedy tak stał blisko mnie.
A wszystko to sprawiało, że ogarniał mnie dziwny smutek, którego nie byłam w stanie sama z siebie wyplenić, a który jednocześnie paradoksalnie dawał mi radość, dawał ukojenie, bo przestawałam myśleć o własnych problemach.
Wreszcie.
Nie mogłam jednak powiedzieć mu tego wszystkiego.
- Bo widzę, jak bardzo się męczysz, jak zadręczasz się przeszłością. I widzę też, jak cierpią twoi bliscy. Rozmawiałam dziś z Kubą i pomyślałam sobie, że to bardzo kochany i dzielny dzieciak, że jest dla ciebie taki wyrozumiały. Ale wierz mi, on pewnego dnia też może mieć dość tej chorej sytuacji - niemal wykrzyczałam mu w twarz.
- To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Bo jeśli tak, to wolałbym, żebyś mi dłużej nie przeszkadzała - rzekł zniecierpliwiony - Doceniam to, że chciałaś mi pomóc. Mam jednak nadzieję, że to była twoja ostatni wizyta u mnie w tym stuleciu.
- Czemu ty jesteś tak obrzydliwie pewny siebie? - zapytałam po chwili spokojniej, ale nadal zbyt głośno.
- No cóż... - zawahał się przez moment - W końcu mam wszystko, czego chcę. Czego mam się bać?
- Tego, że tak naprawdę nie masz nic. A przynajmniej nic, co ma jakąkolwiek trwałą wartość.
Słysząc moje słowa, Bartek roześmiał się, po czym spojrzał na mnie z czymś w rodzaju uprzejmej drwiny.
- A ty? Co ty niby masz? - spytał - Rodzinę? Przyjaciół? Chłopaka?
Milczałam.
- No widzisz, nie masz nic z rzeczy, które mają tę twoją zakichaną wartość - odparł zadowolony - Ja mam wszystko, co pozwoli mi przetrwać i żyć naprawdę tu i teraz. Ty nie masz nic, czego ja nie mógłbym sobie kupić, mam rację? - spojrzał na mnie z tą swoją wyniosłością i pewnością siebie, po czym minął mnie i ruszył w swoją stronę.
- Nie - odparłam głośno, a Brunet się zatrzymał - Nie masz racji.
Chłopak z powrotem na mnie popatrzył. Jego twarz wyrażała niepojęte rozbawienie.
- Doprawdy? - rzucił z ironią - A niby, co takiego masz ty, czego nie mam ja?
Odetchnęłam ciężko.
- Serce - odrzekłam w końcu, po czym spojrzałam na wreszcie szczerze zaskoczoną twarz Bartka i jak, gdyby nigdy nic, poszłam do swojego pokoju.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 4: Najlepsza ochrona na świecie.


Moje Cudowne Iskierki!
Bardzo chciałam dodać 4. rozdział jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, tak na pożegnanie wakacji. No i się udało. Jednak teraz czeka nas kilka miesięcy ciężkiej pracy, dlatego nie wiem, kiedy uda mi się zamieścić nową notkę, zwłaszcza, że w maju będę miała maturę. Okropnie się boję, ale mam nadzieję, że czas szybko minie i po ostatnim egzaminie, usiądę przed tym ekranem, dzieląc się z Wami moim szczęściem. To niewiarygodne, ale jestem już taka... stara. <33
A tymczasem, korzystajcie z ostatnich chwil wolności, dobrze się bawcie, łapcie słoneczną pogodę w słoiki, uśmiechajcie się do siebie i oczywiście KOCHAJCIE SIATKÓWKĘ!
A tak poza wszystkim, to życzę Wam przyjemnej lektury.


„Tam, w oddali widać zamczysko. Ciekaw jestem, czy mają swoje legendy o królu Kraku.”
Krzysztof Ignaczak [o zamku w Nagoi]

Rozdział 4: Najlepsza ochrona na świecie.
- A tu będzie twój pokój - powiedział Brunet, wskazując dłonią pomieszczenie na piętrze, znajdujące się na przeciw drewnianych schodów - Nie jest to wprawdzie nic nadzwyczajnego, ale mimo wszystko mam nadzieję, że ci się spodoba, bo urządzała go moja mama - zaznaczył tak, jakby ta kobieta miała wyjątkowy gust, z którym nikt nie mógł dyskutować.
- Na pewno jest piękny - odpowiedziałam cicho, bojąc się, że mogę obudzić śpiącego za ścianą Kubę.
- Ok, no więc pokazałem ci już cały dom, dlatego nie mam wątpliwości, że sobie poradzisz, co? Bo ja już bym najchętniej się wykąpał i poszedł spać. Jutro czeka mnie ciężki dzień.
- Jasne - uśmiechnęłam się delikatnie - To dobranoc.
- Miłych snów - odparł, kiedy już ruszył w stronę łazienki. Po chwili zostałam sama w holu.
Na zewnątrz było już zupełnie ciemno, a w mieszkaniu panował półmrok. Korytarz oświetlały trzy niewielkie lampy zawieszone przy ścianie.
Przed sobą widziałam jedynie brązowe drzwi przedzielone szybkami. Choć był to zwyczajny pokój, ja czułam się, jakbym miała za chwilę otworzyć komnatę Królowej Elżbiety II, w której znajdowały się najcenniejsze skarby całego Londynu. Nie wystawiając więc dłużej na próbę swoich nerwów, nabrałam powietrza do płuc głębokim wdechem, po czym nacisnęłam klamkę i przestąpiłam próg.
W pokoju było zupełnie ciemno, dlatego poszukałam włącznika światła, przsuwając dłoń po ścianie.
Kiedy lampa żyrandola rozświetliła wnętrze, poczułam nieco nieprzyjemne uczucie, jakie wywołała jasność, od której moje oczy odzwyczaiły się w mroku. Musiała więc minąć dłuższa chwila, zanim zaczęłam dostrzegać jakieś szczegóły miejsca, w którym się znalazłam. Miejsca takiego, jak reszta domu - zwykłego, ale wyjątkowego.
Mój nowy pokoik był nie zbyt dużych rozmiarów. Można było odnieść wrażenie, że wręcz nie pasuje do mieszkania, w którym panował okropny bałagan. Co ciekawe, oprócz porządku, pokój ten wyróżniał też sposób, w jaki był urządzony. A mianowicie, był taki... dziewczęcy.
Ściany miały kolor złocistego piasku z jednej z amerykańskich plaż, co doskonale komponowało się z meblami wykonanymi z ciemno brązowego drewna. W rogu stało niewielkie, jednoosobowe łóżko, którego materac ukryty był pod pościelą, mięciutkim kocem i stertą poduszek. Naprzeciwko niego znajdowała się meblościanka, a tuż obok toaletka z lustrem i małą pufą przed nią. Po lewej stronie od drzwi wejściowych widniała natomiast duża komoda.
Światło do pokoju wpadało przez okno, znajdujące się nad szafeczką nocną, na której leżała serwetka i lampka oraz budzik.
Cudownym dopełnieniem całego wnętrza był okrągły, beżowy, mięciutki dywanik, leżący na środku podłogi, pokrytej panelami.
Jesteś w niebie, Hanka - pomyślałam, siadając na łóżku.
Jeszcze dziś rano myślałam, że moje życie właśnie się skończyło, że choć do tej pory było trudne i smutne, to jednak jakieś było. Tymczasem, opuszczając dom dziecka, już nic dobrego miało się nie wydarzyć. A jednak...
Nasz los jest totalnie pokręconą paradą paradoksów - człowiek, którego kilka godzin temu nie nawidziłam, teraz stał się moim wybawicielem. O ironio...
W tym właśnie momencie poczułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Myślałam, że trafiłam do raju. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, że dom, w którym się znalazłam, kryje jeszcze niejedną tajemnicę...
Przymknęłam oczy...
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
*
Słońce wdarło się do mojego pokoju przez okno, które nie zostało zasłonięte żaluzją. Promyki oświetliły moją bladą twarz, co nieco mnie podrażniło. Przeciągnęłam się na łóżku tak, że strąciłam z pościeli dwie poduszki na podłogę.
Spojrzałam na zegarek - dochodziła dopiero godzina 7:20. Mimo wczesnej pory, zerwałam się z łóżka z jakąś nieznaną mi dotąd radością i ciekawością. Nie wiedziałam bowiem, co mnie dziś spotka i czy w ogóle będę dalej tkwiła w przekonaniu, że moje życie może być choć odrobinę lepsze. Bałam się, że wszystko to, co wydarzyło się wczorajszego wieczora, okaże się snem, który pryśnie jak bańka mydlana, kiedy tylko otworzę powieki.
Tak się jednak nie stało.
Byłam tu, aby zacząć nowy rozdział w swoim życiu. Lecz zanim zacznę zmieniać świat, pomyślałam, warto by zmienić nieco samą siebie. No, a przynajmniej tę zewnętrzną część mnie, która była w opłakanym stanie i to łagodnie rzecz ujmując.
Wyciągnęłam więc z torby najlepsze ubrania, jakie miałam, ciesząc się, że pasują one do pięknej i słonecznej pogody, jaką zawiastował poranek i delikatnie, po cichu wymknęłam się do łazienki, która również znajdowła się na piętrze.
Gdy już się w niej znalazłam, nawet nie spojrzałam w lustro, bojąc się, że mogę zginąć od własnego widoku, niczym Bazyliszek. Szybko więc ściągnęłam ubranie, w którym spałam, a które w niczym nie przypominało piżamy, po czym weszłam pod prysznic. Przez kilka minut zatopiłam się w kroplach krystalicznej, ciepłej wody. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tego potrzebowałam. A najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że nikt nie stał za drzwiami, niecierpliwiąc się, czekając w kolejce, jak to bywało w domu dziecka.
Miałam wrażenie, że ta zwykła woda zmywa ze mnie niechcianą warstwę bezdomnej dziewczyny, ukazując światu jej nowe, nieznane wcześniej oblicze.
Chodząc jeszcze w ręczniku, jaki poprzedniego dnia przyszykował dla mnie Brunet, skorzystałam z suszarki, leżącej na parapecie. Ogarnięcie moich włosów nie było łatwe, dlatego tym bardziej cieszyłam się, że nikt nie dobija się do łazienki, protestując, że za bardzo hałasuję.
Następnie naciągnęłam na siebie żółty podkoszulek, ozdobiony czarnymi rysunkami, oraz ciemno fioletowe, krótkie spodenki.
Teraz mogłam już spojrzeć w lustro.
I choć nie zobaczyłam w nim nic nowego, nic odkrywczego, to jednak dziewczyna za szklaną szybą była... uśmiechnięta, może nawet zadowolona.
Nigdy nie byłam ładna i doskonale o tym wiedziałam, ale też wcale mi to nie przeszkadzało. Zachwycanie wyglądem nie stanowiło sensu mojej egzystencji. Po prostu akceptowałam samą siebie z wszystkimi swoimi wadami, a tych miałam w nadmiarze.
Byłam chuda. Zbyt chuda. I choć większość dziewcząt uznałaby to za zaletę, to ja zawsze chciałam przytyć, żeby ubrania nie wisiały na mnie jak na jakimś patyku. Niestety, w domu dziecka nie było zbyt dużo jedzenia, a w szczególności słodyczy. Do tego moje 156 cm wzrostu i wyglądałam jak gimnazjalistka, a nie dorosła, bądź, co bądź, kobieta. Jedyne, z czym nie musiałam w życiu walczyć, a z czym mierzyli się moi rówieśnicy, to tzw. młodzieńczy trądzik. Może też dlatego nie nauczyłam się malować. Nigdy nie miałam w ręku żadnej kredki do oczu, pudru czy innego tuszu do rzęs. No cóż, byłam staroświecka i zacofana. Nie było jednak takiej siły, która wpłynęłaby na moje przyzwyczajenia. I nawet moja przeraźliwie blada cera nie budziła we mnie zdenerwowania ani irytacji.
Spojrzałam w lustro raz jeszcze swoimi dużymi, zielonymi oczami. Związałam w lekki kucyk moje długie, złociste włosy, sięgające za pas, po czym uśmiechnęłam się delikatnie do siebie.
Zaczynam nowe życie, pomyślałam. Lepsze życie, poprawiłam się po chwili. Zdałam sobie też sprawę z tego, że wydarzenia wczorajszego dnia były zupełnie nieprawdopodobne, o ile w ogóle możliwe. Nadal dziwi mnie fakt, że miałam tyle szczęścia w całej tej chorej sytuacji. I coraz bardziej wierzyłam, że KTOŚ tam, na górze czuwa nade mną. Miałam więc chyba najlepszą ochronę na świcie.
To musiało wystrczyć.
Po prostu musiało.
Kiedy wyszłam wreszcie z nieskazitelnych czerwieni łazienki i dotarłam do mojego pokoju, dochodziła właśnie godzina 8:00. Ponieważ wszyscy domownicy jeszcze spali, z nikim nie mogłam porozmawiać na temat moich nowych obowiązków, które wciąż pozostawały dla mnie tajemnicą. No, bo niby miałam opiekować się Kubą, ale co to dokładnie miało dla mnie oznaczać? On nie miał dwóch lat, żeby za nim biegać krok w krok. Czy ja więc byłam mu do czegokolwiek potrzebna? Z drugiej jednak strony, doskonale wiedziałam, jak bardzo dziecko potrzebuje bliskości i obecności innych, przyjaznych osób.
Będzie dobrze, pocieszyłam się w duchu. A tymczasem trzeba działać. Muszę zająć czymś ręce, żeby przestać wymyślać jakieś niestworzone historie.
Zajrzałam do portfela - było w nim jeszcze trochę pieniędzy. Więc jako, że nie przychodziło mi teraz nic lepszego do głowy, postanowiłam wybrać się do sklepu po coś do jedzenia na śniadanie. Jeśli bowiem Brunet dbał o wyposażenie swojej lodówki, tak samo, jak o porządek w mieszkaniu, to w najbliższym czasie moglibyśmy umrzeć z głodu, a mój żołądek coraz wyraźniej dawał o sobie znać. Wczoraj zjadłam przecież tylko jednego croissanta.
Mój pomysł miał jeszcze jedną zaletę - spacer na świeżym powietrzu przy tak pięknej pogodzie będzie niezwykle przyjemny.
Nie spieszyłam się.
Szłam po woli, ciesząc się wspaniałym sierpniowym porankiem. I choć nie znałam zbyt dobrze okolicy, to z łatwością trafiłma do sklepiku, w którym poprzedniego dnia kupiłam mój jedyny posiłek.
*
Weszłam do domu najciszej, jak tylko potrafiłam, starając się nikogo nie obudzić. Odstawiłam torbę z zakupami na blat kuchenny, a następnie wypakowałam jej zawartość. I kiedy właśnie zastanawiałam się, co przygotować na śniadanie, usłyszałam za plecami jakiś niezwykle uroczy śmiech. Odwróciłam się gwałtownie, jakby nieco przestraszona tym nagłym odgłosem. I wówczas moim oczom ukazały się dwie postaci za uchylonymi balkonowymi drzwiami. Podeszłam bliżej, aby móc przyjrzeć się owym genetlmenom.
Na świeżo posianej, pachnącej, zielonej trawie odbijali sobie piłkę, ciesząc się przy tym niewiarygodnie. Uśmiechali się do siebie, często zapominając o piłce, a ganiając się i niemal potykając o własne nogi.
Kuba wystrojony był najwyraźniej jeszcze w piżamkę, za to jego brat miał na sobie jedynie granatowe spodenki, sięgające do kolan, pozbawiony zaś był koszulki, co sprawiło, że mogłam zobaczyć jego umięśnione ramiona w całej okazałości. A nie były one zwykłe. Tak nie wyglądali koledzy z sąsiedztwa, pomyślałam.
Z każdą kolejną minutą zaczynałam coraz bardziej zdawać sobie sprawę, że twarz Bruneta jest mi znajoma. I to wcale nie z powodu naszego wczorajszego spotkania. Na pewno nigdy nie widziałam go tak bezpośrednio, ale dałabym też sobie rękę uciąć, że te oczy, ten głos i w ogóle całe opakowanie tego chłopaka wydawało mi się jakieś znajome.
Znajome, a jednocześnie tajemnicze.
Prawda była jednak taka, że kompletnie nic o nim nie wiedziałam. No może poza jakimiś drobnymi szczegółami. Co by więc nie mówić, zachowałam się skrajnie nieodpowiedzialnie, wprowadzając się pod dach zupełnie obcego mi człowieka.
Muszę go lepiej poznać, pomyślałam, ale to może troszeczkę później, mój drogi detektywie. Teraz wypadałoby bowiem zrobić śniadanie, bo jeszcze chwila, a naprawdę mogę się zagłodzić się na dobre.
- Hania! - usłyszałam nagle swoje imię, a w kilka sekund później poczułam, jak czyjeś ramiona obejmują moje ciało na wysokości klatki klatki piersiowej.
- Wow! A cóż to za gorące przywitanie? - zapytałam z uśmiechem na ustach, kiedy już udało mi się wyswobodzić z objęć Kuby.
- A jednak jesteś - odezwał się Brunet, który nieco później pojawił się na, wyłożonych brązowymi płytkami, schodach, prowadzących do domu - Już myśleliśmy, że nas nie polubiłaś i uciekłaś.
- No, co ty? Jak można nie lubić Kuby? Widzisz ten słodki uśmiech? - posłałam Bartkowi pytające i bardzo rozbawione spojrzenie, wskazując na śliczną twarzyczkę jego brata.
- Racja - odrzekł z udawaną powagą, po czym zwrócił się do 9-latka - Kuba, dziękuję, że jesteś.
Wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, słysząc słowa Bruneta, a najbardziej on sam.
- Żarty żartami, ale ty, młody, zmykaj się ubrać. Nie będziesz przecież cały dzień paradował w piżamie, co? - zapytał, ale było to pytanie retoryczne. Mały bowiem od razu i bez marudzenia postanowił wypełnić polecenie brata.
- No, więc powiesz mi, gdzie byłaś? - Brunet wydobył z siebie piękny głos, kiedy już zostaliśmy sami.
- Wyszłam do sklepu po coś do jedzenia. Chyba nie masz nic przeciwko? - kontynuowałam, gdy wchodziłam do mieszkania.
- Ja? Wręcz przeciwnie. Wierz mi, jestem okropnym łasuchem. Kiedy mam ochotę, potrafię zjeść nawet tuzin jajek, że o słodyczach już nie wspomnę - przekonywał z poważną miną.
- Tak? A nie wyglądasz na takiego, co to lubi się objadać - zauważyłam, uważnie przyglądając się jego nieco rozneglirzowanej sylwetce.
On jednak najwyraźniej to zauważył, bo nerwowo zaczął szukać wśród bałaganu jakiejś koszulki.
- Przepraszam - mówił, przegrzebując całe sterty najróżniejszych przedmiotów, które zalegały na kanapie - Ale to wszystko przez tę pogodę. Kiedy wstałem, było taki ciepło, że nawet...
- Nic nie szkodzi - przerwałam marne tłumaczenia Bruneta, uśmiechając się pod nosem. Tym razem to mnie rozbawiła jego niewinność - W domu dziecka widziałam o wiele gorsze rzeczy - dodałam rozbawiona.
- No naprawdę, bardzo zabawne - opowiedział, naciągając na siebie znalezione ubranie - A tak już zupełnie serio, to muszę przyznać, że ty wyglądasz dzisiaj jakoś tak...
- Ty też - odparłam, może nawet nieco zawstydzona tym, co powiedział, a właściwie tym, co chciał powiedzieć. Postanowiałam więc szybko zmienić temat - Chcecie zjeść w domu czy może na tarasie?
- A ty nie zjesz z nami?
- Nie chciałabym przeszkadzać.
- No, co ty? Nie będziesz nam przeszkadzać. Jak mogłaś tak pomyśleć? - Bartek posłyłał mi raz za razem pytające spojrzenia.
- W takim razie, ja wybieram salon i w myśl zasady: „Kto rano wstaje, ten się pierwszy naje”, jako że pierwsza zerwałam się z łóżka, zamierzam zjeść najwięcej - oznajmiłam wesołym tonem.
- To przysłowie brzmiało chyba trochę inaczej - skwitował, przecierając wciąż jeszcze zaspane oczy.
- Usiądź, zaraz wszystko będzie gotowe - poleciłam - I lepiej się ze mną nie kłóć, gdyż to ja dzisiaj rządzę w kuchni.
- Nie martw się, nie zabiorę ci posady, bo do gotowania mam dwie lewe ręce.
Nie odpowiedziałam na ostatnie słowa Bruneta. Uśmiechnęłam się jedynie do siebie, po czym ruszyłam w stronę niewielkiej kuchni, która połączona była z salonem. W ekspresowym tempie rozłożyłam na stole wszystkie pyszności świata, no a przynajmniej pyszności, jakie udało mi się kupić w markecie.
Po chwili dołączył do nas też Kuba, który zmienił piżamkę na szare spodenki oraz T-shirt w kolorowe paski i uczesał swoje, potargane wcześniej, włosy.
- Co jemy? - zapytał, wdrapując się na piękne, brązowe krzesło obok okrągłego stołu.
- Co tylko chcesz, a co znaleźć można na tym stole - odpowiedział Bartek, nakładając sobie na świeżą bułkę kawałek żółtego sera.
Ja w tym samym czasie, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo byłam głodna i jak bardzo mój żołądek domagał się zaspokojenia swoich potrzeb. Niemal w pośpiechu zaczęłam próbować wszystkiego po trochu, nie zważając w ogóle na zasady dobrego wychowania. Dopiero, gdy w minimalnym stopniu zaspokoiłam doskwierający mi głód, zorientowałam się, że obaj bracia siedzą naprzeciwko mnie, przyglądając mi się z rozbawieniem.
- Czemu tak na mnie patrzycie? - zapytałam odrobinę zawstydzona.
- Ja myślę - odpowiedział starszy z moich rozmówców.
- O czym? - drążyłam dalej, ale po kilku sekundach jego milczenia sama sobie odpowiedziałam - Pewnie zastanawiasz się nad tym, co ta nieokrzesana dzikuska robi w twoim domu i czemu wyjada ci wszystkie roczne zapasy jedzenia. Zgadłam? - rzuciłam żartobliwie, sięgając już mniej łapczywie po sok.
- Prawie.
- To znaczy?
- Myślałem o tobie, ale do głowy przyszło mi zupełnie inne pytanie - zaczął, po czym zamilkł na kilkanaście sekund - Skąd ty się w ogóle wzięłaś, Haniu? My nic o tobie przecież nie wiemy.
- Pomyślałam dziś dokładnie o tym samym - odparłam - I chyba czas to zmienić. Czas wyjaśnić sobie pewne sprawy, jak też ustalić jakieś reguły mojej pracy.
- To bardzo dobry pomysł - pochwalił moje słowa - Ale odłóżmy to na wieczór, bo ja teraz nie mam zbyt wiele czasu. Wtedy wszystko obgadamy i mam nadzieję, dogadamy się. A tymczasem, może powiecie mi, co zamierzacie robić, kiedy mnie nie będzie? Gdyby się wam nudziło, to możecie poćwiczyć trochę angielski Kuby. Wiesz, młody rozbi różne ćwiczenia - zwrócił się do mnie - Ma tam cały zestaw książek i innych bibelotów.
- Po pierwsze - Kuba odezwał się, najwyraźniej nie mając najmniejszej ochoty na edukację w czasie wakacji - Inteligenty człowiek nigdy się nie nudzi, a po drugie: ja mam teraz wolne od szkoły i nie muszę się uczyć - wyjaśnił z poważną miną.
- Nie musisz, ale możesz.
Ocho, pomyślałam, bracia weszli na etap przekomarzania się.
- Poza tym - kontynuował Bartek - Po twojej ostatniej wyprawie do Anglii, chyba już wiesz, że znajomość języków obcych jest bardzo ważna.
- Od tego, żeby się uczyć jest rok szkolny, a ja mam teraz wakacje - stwierdził z niemałym grymasem na twarzy Kuba.
- Ale gdybyś teraz więcej ćwiczył, w szkole byłoby ci łatwiej.
- Kubusiu, myślę, że twój bart ma troszkę racji - wtrąciłam się do rozmowy - Jeżeli nie będziesz chciał się uczyć, to nie skończysz szkoły ani żadnych studiów i będziesz musiał zbierać złom. A chyba nie chcesz zostać złomiarzem? - roztoczyłam przed młodym nieprzyjemną wizję, jednak jego to wcale nie zraziło.
- A jak wszyscy będą się tak dobrze uczyć, to kto będzie zbierał złom?
- Ja nie wiem, bracie, po kim ty jesteś tak mało ambitny?
Najwyraźniej słowa Bruneta uraziły Kubę, który postanowił w ramach protestu zaprezentować mu swój język w całej okazałości.
- I widzisz, co ja z nim mam? - Bartek zwrócił się do mnie z pytaniem, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Myślę, że jakoś sobie poradzimy z tym problemem - odpowiedziałam z nie mniejszym entuzjazmem, puszczając oczko do nieco podrażnionego, żartami na swój temat, Kuby.
Luźna atmosfera, pomyślałam, tego właśnie potrzebowałam. Dobrze, że Brunet nie okazał się jakimś nieuprzejmym i zapatrzonym w siebie snobem.
No, przynajmniej na razie...
*
Po śniadaniu miałam jeszcze kilka chwil dla siebie. Bartek wychodził z domu dopiero o dziesiątej, więc do tego czasu to on miał zająć się Kubą, twierdząc, że młody zdąży dać mi się we znaki, dlatego powinnam wykorzystać każdą wolną minutę.
Nie kłóciłam się z nim. W końcu to on był tutaj szefem.
No, a poza tym, resztki wolnego czasu mogłam wykorzystać np. na lepsze poznanie domu, w którym się znalazłam. Bo chociaż nie był on zbyt duży, to jednak trudno było mi sobie przypomnieć, gdzie jest czyj pokój, nawet mimo tego, iż kilkakrotnie próbowałam odtworzyć wczorajszą wędrówkę po mieszkaniu.
I choć wydawać się to mogło nieco niegrzeczne, to postanowiłam zaglądać do wszystkich pomieszczeń, żeby co nieco odświeżyć pamięć.
I tak właśnie, pierwszy pokój był niezwykły i najprawdopodobniej należał do Bruneta. Był on nad wyraz duży, a więc mieścił nad wyraz dużo rzeczy - sprzętu, książek, porozrzucanych wszędzie ubrań, adidasów, gazet, piłek, a przede wszystkim... zdjęć.
Robionych latem i zimą, rankiem i wieczorem, w blasku słońca i podczas burzy. Jednak niezależnie od tego, jaka pogoda czy pora roku widniała w tle tych fotografii, na głównym ich planie znajdowała się tylko jedna osoba. Kobieta. A właściwie, to dziewczyna. Nie widziałam jej wcześniej. Nie widziałam jej też później. Ale jedno mogłam o niej powiedzieć na pewno - była piękna.
Podniosłam jedno zdjęcie z szafki, żeby lepiej się przyjrzeć. Po chwili jednak odłożyłam je na miejsce, zdając sobie sprawę, że nie mam prawa tu przebywać.
I kiedy właśnie chciałam opuścić pomieszczenie, coś mnie zatrzymało.
Na przeciwko ogromnego łóżka, na ścianie w delikatnym kolorze wrzosu, ustawiony był regał, a na nim mnóstwo błyskotek. Ale nie takich zwykłych. Nie. Te były wyjątkowe.
Podeszłam bliżej, aby móc dokładniej obejrzeć to wszystko, co zajmowało tak wiele miejsca w tym pomieszczeniu i co wyeksponowane zostało z należytym szacunkiem.
Zaczęłam czytać po kolei krótkie napisy na każdym krążku oraz każdej statuetce.
Nad najniższą pułką widniał starannie wykonany napis z jakiejś samoprzylepnej foli: Sukcesy klubowe:
- Wicemistrz Polski Juniorów 2006
- Zdobywca Pucharu Polski 2009
- Mistrz Polski 2008/2009
- Klubowy Wice-Mistrz Świata 2009
- Brązowy medalista Ligi Mistrzów 2008/2009
- Mistrz Polski 2009/2010
- Klubowy Wice-Mistrz Świata 2010
- Zdobywca Pucharu Polski 2011
- Mistrz Polski 2010/2011
- Zdobywca Puchru Polski 2012
- Srebrny medalista Ligi Mistrzów 2012
- Wice-Mistrz Polski 2011/2012
Środkowy regał poświęcony był sukcesom reprezentacyjnym:
- Złoty medalista Mistrzostw Europy Kadetów 2005
- Złoty medalista Mistrzostw Europy 2009
- Brązowy medalista Ligi Światowej 2011
- Brązowy medalista Mistrzostw Europy 2011
- Srebrny medalista Pucharu Świata 2011
- Złoty medalista Ligi Światowej 2012
Natomiast przy najwyższej pułce znajdował się tekst: Nagrody indywidualne, a wśród nich udało mi się dostrzec puchary z następującymi dopiskami:
- Najlepszy Atakujący Mistrzostw Europy Kadetów 2005
- Odkrycie roku 2006 w plebiscycie miesięcznika „Super Volley”
- Najlepszy Zawodnik VII Memoriału Huberta Jerzego Wagnera 2009
- Najlepszy Zawodnik Memoriału Zdzisława Ambroziaka 2009
- Najlepszy Zawodnik Memoriału Arkadiusza Gołasia 2009
- Najlepiej Punktujący Zawodnik Klubowych Mistrzostw Świata 2009
- Najlepiej przyjmujący według francuskiej gazety L’Equipe (wytypowany do najlepszej „szóstki” roku 2009)
- Odkrycie Roku 2009 podczas Gali Siatkarskie Plusy 2009
- Siatkarz Roku 2010 w Plebiscycie Strefa Siatkówki
- Siatkarz Roku 2010 podczas Gali Siatkarskie Plusy 2010
- Najlepszy Atakujący Pucharu Polski 2011
- Najlepiej Punktujący Zawodnik Ligi Światowej 2011
- Najlepiej Zagrywający Mistrzostw Europy 2011
- Najlepszy przyjmujący według portalu Onet.pl (wytypowany do najlepszej „szóstki” roku 2011)
- 2. miejsce w Plebiscycie Przeglądu Sportowego na 10 Najlepszych Sportowców Polski 2011
- Siatkarz roku 2011 w Plebiscycie Strefa Siatkówki
- MVP Ligi Światowej 2012
Wow, pomyślałam. Nie była to zbyt wybitna myśl, ale w tym momencie nic mądrzejszego nie przychodziło mi do głowy. Trafiłam do domu normalnie człowieka-orkiestry.
Teraz wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość - to jego przekonanie o własnej popularności i jednocześnie moje wyobrażenie, że gdzieś już go wcześniej widziałam.
Jak mogłam nie skojarzyć TAKIEJ twarzy? Naprawdę jestem naiwna.
Bartosz Kurek, wypowiedziałam na głos jego nazwisko. Bartosz Kurek...
Chłopak, do którego wzdychały niemal wszystkie koleżanki z domu dziecka.
Chłopak, którego chcieli naśladować wszyscy koledzy.
I ja w jego domu?
Nie, to nie może dziać się naprawdę. Nie może, powiedziałam sama do siebie.
- To może cię uszczypnę, a przekonasz się, że to nie sen - usłyszałam nagle za plecami głos Bruneta.
Chciałam się odwrócić, ale poczułam, jak każda cząstka mnie zamiera w bezruchu.
- Co ty tu robisz? - zapytał po chwili milczenia, ale ton jego głosu był nad wyraz nieprzyjemny i ostry.
- Ja tylko... - zaczęłam coś bełkotać pod nosem, czując jednocześnie, że moje serce bije głośniej niż brzmi mój głos.
- Co ty tylko? - posłał mi nieprzyjemne spojrzenie, wydzierając mi z ręki jedną ze swoich nagród, którą trzymałam.
- Po prostu przechodziłam i tak sobie pomyślałam...
- Że wejdę do pokoju, do którego nie mam wstępu, tak? - Bartek dokończył, naśladując mój ton wypowiedzi.
W jednej chwili z miłego chłopaka stał się wściekłym facetem, w którym złość wzbierała z każdą sekundą.
W tym momencie zwyczajnie się go przestraszyłam.
- Nie życzę sobie, żebyś tu wchodziła, rozumiemy się?
- Jasne - odparłam cichutko, spuszczając głowę.
- A teraz wyjdź stąd - mówił, ostentacyjnie pokazując mi palcem drzwi.
Ruszyłam przed siebie, pozostając zła na to, co zrobiłam. Nie miałam prawa tam wchodzić,  nie mówiąc już o dotykaniu jego osobistych rzeczy.
Jednak, znając swoją zdolność do pakowania się w tarapaty, zamiast zejść Brunetowi z oczu, postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat. Skoro i tak nagrabiłam sobie u niego, to nie mam nic do stracenia.
- Bartek - zaczęłam, odwracając się, kiedy już zbliżałam się do korytarza - Dlaczego nie powiedziałeś mi czym się zajmujesz?
- Słucham? - mój rozmówca niemal się roześmiał - Dziewczyno, na jakim ty świecie żyjesz?
- Nie rozumiem - odprałam zdezorientowana, opierając głowę o futrynę.
- Czy ty nie oglądasz telewizji, nie czytasz gazet, czy nawet nie słuchasz radia?
- A co to ma do rzeczy?
- Niewiele, poza tym, że tam o mnie mówią - oznajmił mi tak, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Jesteś bardzo pewny siebie.
- Być może. Ale ty mi wcale nie ustępujesz. Naprawdę chcesz się teraz ze mną kłócić? - zapytał, a ja dostrzegłam, że Brunet staje się coraz bardziej agresywny.
- Nie miałam takiego zamiaru. Ja chciałam cię tylko lepiej poznać.
- To trzeba było zapytać, a nie grzebać w moich prywatnych rzeczach - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Ale ja przecież...
- Tak, wiem. Ty przecież nie grzebałaś, ty tylko oglądałaś bez pozwolenia, mam rację?
Dobra, teraz już najwyższy czas się ewakuować, pomyślałam.
- Pogadamy wieczorem - odezwał się oschle Brunet, ale jego głos był już spokojniejszy - Teraz muszę wyjść na trening. Zostawiam Kubę pod twoją opieką, ale pamiętaj, jeśli jemu coś się stanie, to gorzko tego pożałujesz.
Miły i uśmiechnięty przy śniadaniu Bartek, teraz brzmiał co najmniej jak seryjny morderca.
Doszłam więc do wniosku, że lepiej nie wdawać się z nim w wymianę ‘uprzejmości’.
Bez słowa wyszłam z jego pokoju.
I wtedy właśnie na korytarzu natknęłam się na mojego ‘podopiecznego’, którego musiałam teraz pilnować dwa razy uważniej niż zamierzałam.
- No, Kuba, jesteś - rzuciłam z ulgą.
- Jestem tak, jak i byłem przez cały czas w domu - zauważył - A ty, gdzie byłaś?
- U Bartka - odpowiedziałam, po czym wyszeptałam sama do siebie - To był pierwszy i ostatni raz, kiedy do niego weszłam. Więcej nie zamierzam.
- Mój brat przecież nie gryzie... - Kubie jednak moja uwaga nie uszła mimochodem.
- Nie? - odrzekłam ironicznie, ale mały odpowiedział mi na to jedynie uśmiechem, którego długo nie potrafiłam rozszyfrować.
BARDZO długo.
ZBYT długo.